Instytut Realizacji Siebie

Antoni Przechrzta – Uzdrowiciel | Nauczyciel +48 607 387 737

Relacja Kasi: co mi daje Kurs Duchowego Uzdrawiania

Co mi dał kurs Duchowego Uzdrawiania?

Załączam treść listu, który otrzymałem od Kasi, która ukończyła już dwa stopnie kursu Duchowego Uzdrawiania. Ponieważ treść mówi sama za siebie, więc nie będę komentował. Pozdrowienia majowe, Antoni

Witaj Antoni

Nie miałam ostatnio okazji, żeby opowiedzieć Ci, co wydarzyło się u mnie już po pierwszej części kursu Duchowego Uzdrawiania, więc pozwól, że to teraz napiszę.

Na uczestnictwo w pierwsze części kursu Duchowego Uzdrawiania w dużej mierze zadecydował fakt, że odbywał się on w mieście gdzie mieszkam, a że zawsze interesowałam się medycyną niekonwencjonalną, więc skorzystałam z okazji. To było najlepsze co mogłam zrobić!  Dla siebie i dla rodziny!

Kilka tygodni po kursie mój mąż (chyba łapie tzw. syndrom wieku średniego) zapisał się na windsurfing. 100 kg żywej wagi, a walczył z deską, żaglem, wiatrem i wodą jak nastolatek. Adrenalina była ogromna, więc bólu nie czuł. Poczuł na drugi dzień i na trzeci, czwarty itd. Prawa ręka go bolała tak bardzo, że poszedł do lekarza. Maść, tabletki przeciwbólowe – standard. Maść nie pomogła wcale. Tabletki działały pierwsze dwa dni, więc cierpiał dalej, nie spał w nocy. Ja się nie wtrącałam, czekałam aż sam poprosi o pomoc, ale bałam się, że mnie wyśmieje. Dla mojego męża to takie tam bzdury i bajeczki. Nigdy nie krytykował moich zainteresowań, ale też do głowy by mu nie przyszło żeby spróbować. Po około tygodniu męki (mojej też bo sama musiałam dźwigać wszystko w sklepie, który wspólnie prowadzimy) nie wytrzymałam. Postanowiłam wziąć sprawę „w swoje ręce”. Myślałam, że już śpi i delikatnie położyłam dłoń na jego łokciu. Będę szczera -nie do końca byłam pewna czy coś zdziałam. Byłam przecież tylko po pierwszym stopniu kursu uzdrawiania. Ręka zrobiła mi się gorąca i czułam jak  pulsują opuszki palców. Trzymałam i trzymałam…i zasnęłam. O godz. 5 rano obudził mnie mój mąż słowami „możesz mnie jeszcze za bark tak potrzymać?” Od tego czasu mój mąż niedowiarek, prosi o pomoc za każdym razem jak tylko coś mu dolega.

Systematycznie pomagam też mojej mamie. Od kilku lat jest pod kontrolą poradni onkologicznej. Jest po usunięciu guza jelita grubego. Niestety poddała się chemioterapii. Piszę niestety bo widzę jaka jest słaba. Teraz przyjmuje jak to lekarz powiedział ”lekką chemię” w postaci tabletek, ale czuje się źle a markery i tak skaczą. Często ma kłopoty ze snem i zawroty głowy. Rekord to dwie doby bez zmrużenia oka.

Po moim nakładaniu rąk jednak przesypia po kilka nocy i czuje się znacznie lepiej. Ostatnio z siostrą rozmawiałyśmy i najchętniej to byśmy jej odradziły tę chemię, ale moja siostra boi się, że jak coś się wtedy złego stanie, to będzie miała wyrzuty sumienia. Ja już sama się w tym wszystkim pogubiłam.

Skoro już wspomniałam o mojej siostrze to muszę Ci koniecznie opisać mój największy sukces. Moja siostra (straszna fanka lekarzy, szpitali i leków) zrobiła sobie mammografię (straszna wariatka).

Diagnoza: guz na piersi. O dziwo nie zgodziła się na biopsję. Walczyła z lekarzem długo, aż wywalczyła, że tego nie zrobi, a będzie systematycznie robić badania i kontrolować jak ten guz się zachowuje. Ale oczywiście ogłosiła to wszystkim nie szczędząc nawet mamy. Gadała, gadała i tak się nakręcała! Jak tak kilka razy posłuchałam co ona mówi i w jaki sposób to mówi, doszłam do wniosku, że potrzebuje większego zainteresowania swoją osobą. Czuje się jakby pominięta, wszystko na jej głowie, pracuje na dwa etaty, mieszka razem z mamą i bardzo się o nią troszczy. Przypomniałam sobie jak kilka lat temu moja siostra miała silne ataki alergii (tak jak ja), udała się więc „po pomoc”, którą otrzymała w postaci sterydów. Od tego wszystkiego wyglądała tłuściutka jak foczka i nic więcej. Mówiła mi nawet ironicznie „zobacz jak mi pomogło”, a ja jej na to „no, ale do tego czasu przecież lato się już skończyło, ja nic brałam i też mi pomogło-bo nic już nie pyli”.

Jak po długim zastanawianiu się tą sytuację sobie poukładałam w głowie, to doszłam do wniosku, że musimy porozmawiać bo ona sama sobie te choroby przywołuje. Pogadałyśmy. Myślałam, że będzie ciężej, ale nie. Było ok. Na spokojnie powiedziałam co widzę, co powinna zmienić, nie szczędziłam słów uznania za to co robi dla wszystkich, powiedziałam, że ja bym nie potrafiła tak sobie ze wszystkim poradzić itd.,itd. Wytłumaczyłam i „zademonstrowałam” to, czego nauczyłam się na kursie Duchowego Uzdrawiania. Od tego czasu przy okazji wizyt u mamy również  siostra czekała w kolejce na uzdrawianie. Mimo tak napiętego jej grafiku wpadała też często do mnie do domu.

Pewnego dnia dostałam sms od mojej siostry „bardzo Ci za wszystko dziękuję”. Zadzwoniłam myśląc, że pewnie chciała tego smsa do kogoś innego wysłać i się pomyliła. Okazało się, że pomyłki nie było, ale za co dziękuje, to mi powie osobiście, bo przez telefon to nie wypada. Za kilka dni już osobiście usłyszałam: „zrobiłam badania i nie mam guza”. Przy tym wyznaniu była obecna moja mama, moja córka i syn mojej siostry. Właśnie w tym momencie usłyszeli to po raz pierwszy, bo siostra uznała, że musi mi to powiedzieć prosto w oczy i jako pierwszej.

Podobno zmieniałam kolory twarzy jak kameleon i robiłam jakieś głupie miny ze wzruszenia. Wierzę w to, co robię, ale na taki sukces nie byłam jeszcze przygotowana. Czułam się za mała do tak wielkiej rzeczy. Jeszcze teraz jak o tym piszę to mam łzy w oczach. Działy się w moim życiu bardzo dziwne rzeczy, ale to …przepraszam, zacięłam się. Nie wiem co napisać. Brak słów. Za mało słów. W sercu mam dużo więcej.

Antoni ja Ci dziękuję, za siostrę.

Jak już wspomniałam na pierwszą część kursu trafiłam przez ciekawość, ale na drugą w pełni świadoma swojej decyzji przyjechałam do Warszawy. Teraz pragnę odbyć III stopień, bo mam zamiar uczyć się dalej, aż doprowadzę sprawę do końca. Mój tata zawsze mówił „jak coś robisz, to rób to najlepiej”. Zatrzymując się na tym etapie wyglądałoby tak jakbym nauczyła się chodzić tylko w połowie, na jednej nodze. Ja chcę na obu: pewniej, stabilniej, bezpieczniej i szybciej. Chcę pomagać innym, dlatego muszę być pewna tego co robię, muszę być wiarygodna dla siebie i dla ludzi, którzy poproszą o pomoc. Inaczej to nie ma sensu. A wiem już, że warto…

Chciałabym jeszcze tylko napisać, że jestem umówiona z moją koleżanką. Przyjdzie do mnie, bo ją boli kręgosłup i ogólnie jest psychicznie w rozsypce. Pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że jest lekarzem. Wiele lat przepracowała jako lekarz, ma duże doświadczenie. Ta moja koleżanka kilka lat temu zamiast zapisać mi jakąś truciznę na zapalenie płuc, wysłała mnie do bioenergoterapeuty. Po pierwszym zabiegu nie dusiłam się w nocy a po czterech zapomniałam o zapaleniu płuc. Myślę, że takich mądrych lekarzy jest więcej tylko przepisy są nieludzkie. Przecież współpracując z lekarzami osiągnęlibyśmy dużo więcej. Tu chodzi o ludzkie życie. Tylko jak tu wytłumaczyć właścicielom i przedstawicielom firm farmaceutycznych, że już tyle nie zarobią? Co na przykład z producentami mammografów, personelem obsługującym? Tak by można jeszcze długo. Prowizje, dotacje, fundusze, podatki, przepisy, ustawy, układy itd. Każdy sobie rzepkę skrobie…a krwawi i umiera pacjent i to masowo! Smutne ale tak być nie powinno.

Antoni. Ja bardzo przepraszam za to moje pisanie. Tyle tego, że na kursie znowu będzie milion innych tematów, pytań i nie będzie czasu na takie osobiste wycieczki. Gdyby tak każdy chciał z Ci opowiadać o swoich sukcesach z uzdrawianiem, to jakieś dwa dni do kursu musiałbyś dołożyć.

Pozdrawiam Cię serdecznie i do zobaczenia. Katarzyna

Zapraszam do dyskusji na Facebooku: https://www.facebook.com/pages/Instytut-Realizacji-Siebie/474243489284100